sobota, 13 kwietnia 2019

dwa


Moje życie nie było zbyt interesujące, więc pozwólcie, że będę pomijał dni, w których po prostu siedziałem na wykładach, po czym wracałem do mieszkania tylko po to, żeby dowiedzieć się, że moi współlokatorzy kolejny raz zapomnieli po sobie posprzątać, zanim wrócili do swoich domów w innych miastach. Skupię się na tych bardziej interesujących aspektach.
Nie byłem jednym z tych studentów, którzy imprezowali przez cztery dni w tygodniu i mieli niesamowite przygody, kończące się aresztem czy czymś w tym stylu. Ja raczej wolałem się skupić na tym, po co przyjechałem do innego miasta – na nauce. Pewnie bez chwili namysłu większość pomyślałaby, że byłem kujonem i nudziarzem, ale nigdy o to nie dbałem. Wiedziałem, że potrzebuję dobrych wyników, aby utrzymać stypendium, dzięki któremu nie musiałem jeszcze biegać do pracy po zajęciach.
Trzy dni później odbyły się kolejne zajęcia angielskiego. Prowadzący spóźniał się ponad dziesięć minut, więc wszyscy nerwowo spoglądali na zegarki. Gdyby spóźnił się piętnaście minut, zapewne by nas nie zastał i nie mógłby nas za to winić, takie panowały u nas zasady. Jednak przyszedł po trzynastu minutach w akompaniamęcie pojedynczych jęknięć osób, które odliczały sekundy do wyjścia.
Wszyscy weszliśmy do sali i zajęliśmy swoje miejsca. Na początku rozwiązywaliśmy kilka prostych zadań, później przeszliśmy do tłumaczeń tekstów, po czym mieliśmy zadanie w parach. Spojrzałem ukradkiem na swojego sąsiada, który, ku mojemu zaskoczeniu, przez całe zajęcia pilnie wszystko notował. Otworzył książkę na odpowiedniej stronie, przeczytał wstęp i spojrzał na mnie, przyłapując mnie na tym, że na niego patrzyłem od dłuższej chwili. Uniósł jedną brew.
– Możesz zacząć – powiedział, pochylając się nad ławką i opierając podbródek na dłoni.
– Um. – Spojrzałem nerwowo na zadanie. Mieliśmy przykłady inwestycji i mieliśmy zdecydować, która z nich naszym zdaniem jest najlepsza. Zdecydowałem się na wykup akcji z innych firm, dzięki czemu mógłbym otrzymywać dywidendę za udział. Opowiedziałem o tym, patrząc jak jego wyraz twarzy z każdym moim słowem coraz bardziej próbuje mi powiedzieć, że to beznadziejny pomysł. – What would you choose? – zapytałem na końcu.
Przedstawił mi dokładnie każdy szczegół wykupu mieszkań pod wynajem, dzięki którym co miesiąc pobierałby czynsz od mieszkańców i musiałem przyznać, że to również była przemyślana decyzja. Jednak nadal obstawałem przy swojej. Co zaskoczyło mnie najbardziej to płynność z jaką o wszystkim mówił i fakt, że tylko raz się zaciął i musiał spojrzeć na tłumaczenie słowa, którego chciał użyć. Zdecydowanie nie tego się po nim spodziewałem, ale zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć na ten temat – doktor Kowalski ogłosił koniec zadań i mojego towarzysza już nie było w sali. W tamtej chwili też zdałem sobie sprawę z tego, że nie mam pojęcia jak on właściwie się nazywa.
Przez resztę dnia próbowałem znaleźć go na facebooku, czy instagramie, aż w końcu późnym wieczorem Paulina przysłała mi jego profil. Leon Siemienicki. Tak nazywał się mój nowy partner od angielskiego, który wywarł na mnie niemałe wrażenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz