sobota, 13 kwietnia 2019

siedem


Okazało się, że „męską posiadówkę” średnio można nazwać imprezą i byłem niesamowicie szczęśliwy z tego powodu. Poza naszą trojką i Leonem było jeszcze dwóch chłopaków, których kojarzyłem z jego kierunku. Szybko też zorientowałem się, dlaczego Paweł i Franek byli tak podekscytowani tym spotkaniem, otóż głównym jego powodem był turniej rozgrywany w Fifę na konsoli. W oczekiwaniu na nas Hubert i Przemek zrobili tabelkę, w której mieliśmy zapisywać wyniki. Wynikało z niej też, że pierwszy mecz rozgrywa się między Pawłem i Leonem, a ostatni z pierwszej kolejki między mną, a Hubertem. Nie miałem nic przeciwko, miałem okazję zobaczyć jak grają pozostali przeciwnicy w trakcie oczekiwania na swoją kolej.
Leon otworzył każdemu poza sobą po piwie i podawał kolejno butelki. Na stole stały szklanki, niepełna butelka whisky, cola i szklanka z prawdopodobnie wodą, która należała do gospodarza. Usiadłem na kanapie tak, żeby mieć jak najlepszy widok na telewizor, ale też dyskretnie rozglądałem się po pokoju, w którym byliśmy.
Pamiętam jak dziś, że na ścianie wisiało duże zdjęcie, an którym były dwie starsze kobiety, wyglądające identycznie, mężczyzna z dość dużym zarostem, stojący bardzo blisko jednej z nich i trójka dzieci. Najstarsza dziewczyna wyglądała na jakieś piętnaście lat, chłopiec, którym już teraz wiem, że był Leon miał na nim jedenaście lat, a najmniejsza sześcioletnia dziewczynka uśmiechała się szeroko z samego środka zdjęcia bez jednego przedniego zęba. Zdjęcie było czarno-białe, ale wszyscy wyglądali na nim na tak szczęśliwych, że wydawało się kolorowe.
Właściwie ta fotografia jako jedyna utkwiła mi w pamięci tak mocno, że jestem w stanie ją odtworzyć. Poza wynikami meczów i zawiedzionym Pawłem, który przegrał swój pierwszy mecz.
– Moja kuzynka będzie w domu jakoś koło dwudziestej trzeciej, ale nie będzie nam przeszkadzała – powiedział Leon, siadając na kanapie. Domyśliłem się wtedy, że najstarsza dziewczyna na zdjęciu to jego kuzynka.
Kiedy sięgał po swoją szklankę z wodą jego koszulka uniosła się nieco, ukazując tatuaż po lewej stronie brzucha. Wgapiałem się w dwa małe rewolwery, których lufy były ze sobą skrzyżowane. Nie były wypełnione tuszem, miały jakieś wzory, których nie byłem w stanie dostrzec przez odległość jaka nas dzieliła. Tuż pod lufami na środku wolnej przestrzeni między obydwoma pistoletami były dwa małe naboje.
Franek uderzył mnie wtedy lekko łokciem w żebro, a kiedy na niego spojrzałem kiwał przecząco głową. Na początku nie zrozumiałem, ale po chwili dotarło do mnie, że po prostu kazał mi przestać gapić się na Leona. Chociaż bardzo chciałem wtedy zapytać o ten tatuaż to twarz mojego współlokatora przekonała mnie, że nie powinienem tego robić.
Przegrałem swój pierwszy mecz. Okazało się, że Hubert jest jednym z tych chłopaków, którzy nie grają w nic poza Fifą, więc właściwie był nie do pokonania, ale udawał, że wcale nie wie o tym jak dobry jest. Wygrałem natomiast drugi mecz z Przemkiem, więc z radością popijałem drugie piwo wiedząc, że już na pewno nie będę na ostatnim miejscu w naszej tabelce. Po czwartej kolejce byłem po trzech piwach i czułem się jak król świata, co było całkiem normalne jak na kogoś kto w ciągu tygodnia pił tylko jedno piwo, bądź czasem lampkę wina ze swoją dziewczyną. Nie zamierzałem jednak na tym przystopować. W połowie czwartego piwa zrobiło mi się niedobrze, wstyd się przyznać wśród kumpli, dla których taka ilość to dopiero początek.
– Wiktor, chcesz się przewietrzyć? – zapytał siedzący obok mnie Leon, wskazując na drzwi balkonowe. Pokiwałem energicznie głową jednocześnie wstając z miejsca na co cicho się zaśmiał. Ruszyłem prosto do drzwi, jednak otworzenie ich okazało się o wiele trudniejsze niż się tego spodziewałem. – Daj, ja spróbuję. – Podał mi moją kurtkę i bez żadnego problemu przekręcił klamkę, pokazując gestem, że mogę wyjść. Zrobiłem to, a on wyszedł od razu za mną i przymknął za nami drzwi.
– Jest zimniej niż się spodziewałem – powiedziałem, zakładając na siebie kurtkę. Mój towarzysz zaśmiał się, wyciągając paczkę papierosów z kieszeni.
– Mamy grudzień. Czego się spodziewałeś?
– Właściwie to nie wiem – odparłem, wzruszając ramionami. – Palisz?
– Nie. W sensie nie palę papierosów.
– Więc czemu masz je przy sobie?
– To marihuana – odparł jakby to było całkiem normalne. Cóż, dla mnie nie było, więc wyszło tak jakby powiedział mi, że w jego szafie mieszka słoń, którego ukradł z cyrku. – Chcesz? – Wyciągnął do mnie otwartą paczkę, w której było kilka skrętów. Spojrzałem na niego jakby wyrosło mu trzecie oko. – Możemy zapalić na pół, jeśli chcesz.
Nie mam pojęcia, dlaczego zgodziłem się wtedy na jego propozycję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz