Okazało
się, że „męską posiadówkę” średnio można nazwać imprezą
i byłem niesamowicie szczęśliwy z tego powodu. Poza naszą trojką
i Leonem było jeszcze dwóch chłopaków, których kojarzyłem z
jego kierunku. Szybko też zorientowałem się, dlaczego Paweł i
Franek byli tak podekscytowani tym spotkaniem, otóż głównym jego
powodem był turniej rozgrywany w Fifę na konsoli. W oczekiwaniu na
nas Hubert i Przemek zrobili tabelkę, w której mieliśmy zapisywać
wyniki. Wynikało z niej też, że pierwszy mecz rozgrywa się między
Pawłem i Leonem, a ostatni z pierwszej kolejki między mną, a
Hubertem. Nie miałem nic przeciwko, miałem okazję zobaczyć jak
grają pozostali przeciwnicy w trakcie oczekiwania na swoją kolej.
Leon
otworzył każdemu poza sobą po piwie i podawał kolejno butelki. Na
stole stały szklanki, niepełna butelka whisky, cola i szklanka z
prawdopodobnie wodą, która należała do gospodarza. Usiadłem na
kanapie tak, żeby mieć jak najlepszy widok na telewizor, ale też
dyskretnie rozglądałem się po pokoju, w którym byliśmy.
Pamiętam
jak dziś, że na ścianie wisiało duże zdjęcie, an którym były
dwie starsze kobiety, wyglądające identycznie, mężczyzna z dość
dużym zarostem, stojący bardzo blisko jednej z nich i trójka
dzieci. Najstarsza dziewczyna wyglądała na jakieś piętnaście
lat, chłopiec, którym już teraz wiem, że był Leon miał na nim
jedenaście lat, a najmniejsza sześcioletnia dziewczynka uśmiechała
się szeroko z samego środka zdjęcia bez jednego przedniego zęba.
Zdjęcie było czarno-białe, ale wszyscy wyglądali na nim na tak
szczęśliwych, że wydawało się kolorowe.
Właściwie
ta fotografia jako jedyna utkwiła mi w pamięci tak mocno, że
jestem w stanie ją odtworzyć. Poza wynikami meczów i zawiedzionym
Pawłem, który przegrał swój pierwszy mecz.
– Moja
kuzynka będzie w domu jakoś koło dwudziestej trzeciej, ale nie
będzie nam przeszkadzała – powiedział Leon, siadając na
kanapie. Domyśliłem się wtedy, że najstarsza dziewczyna na
zdjęciu to jego kuzynka.
Kiedy
sięgał po swoją szklankę z wodą jego koszulka uniosła się
nieco, ukazując tatuaż po lewej stronie brzucha. Wgapiałem się w
dwa małe rewolwery, których lufy były ze sobą skrzyżowane. Nie
były wypełnione tuszem, miały jakieś wzory, których nie byłem w
stanie dostrzec przez odległość jaka nas dzieliła. Tuż pod
lufami na środku wolnej przestrzeni między obydwoma pistoletami
były dwa małe naboje.
Franek
uderzył mnie wtedy lekko łokciem w żebro, a kiedy na niego
spojrzałem kiwał przecząco głową. Na początku nie zrozumiałem,
ale po chwili dotarło do mnie, że po prostu kazał mi przestać
gapić się na Leona. Chociaż bardzo chciałem wtedy zapytać o ten
tatuaż to twarz mojego współlokatora przekonała mnie, że nie
powinienem tego robić.
Przegrałem
swój pierwszy mecz. Okazało się, że Hubert jest jednym z tych
chłopaków, którzy nie grają w nic poza Fifą, więc właściwie
był nie do pokonania, ale udawał, że wcale nie wie o tym jak dobry
jest. Wygrałem natomiast drugi mecz z Przemkiem, więc z radością
popijałem drugie piwo wiedząc, że już na pewno nie będę na
ostatnim miejscu w naszej tabelce. Po czwartej kolejce byłem po
trzech piwach i czułem się jak król świata, co było całkiem
normalne jak na kogoś kto w ciągu tygodnia pił tylko jedno piwo,
bądź czasem lampkę wina ze swoją dziewczyną. Nie zamierzałem
jednak na tym przystopować. W połowie czwartego piwa zrobiło mi
się niedobrze, wstyd się przyznać wśród kumpli, dla których
taka ilość to dopiero początek.
– Wiktor,
chcesz się przewietrzyć? – zapytał siedzący obok mnie Leon,
wskazując na drzwi balkonowe. Pokiwałem energicznie głową
jednocześnie wstając z miejsca na co cicho się zaśmiał.
Ruszyłem prosto do drzwi, jednak otworzenie ich okazało się o
wiele trudniejsze niż się tego spodziewałem. – Daj, ja
spróbuję. – Podał mi moją kurtkę i bez żadnego problemu
przekręcił klamkę, pokazując gestem, że mogę wyjść.
Zrobiłem to, a on wyszedł od razu za mną i przymknął za nami
drzwi.
– Jest
zimniej niż się spodziewałem – powiedziałem, zakładając na
siebie kurtkę. Mój towarzysz zaśmiał się, wyciągając paczkę
papierosów z kieszeni.
– Mamy
grudzień. Czego się spodziewałeś?
– Właściwie
to nie wiem – odparłem, wzruszając ramionami. – Palisz?
– Nie.
W sensie nie palę papierosów.
– Więc
czemu masz je przy sobie?
– To
marihuana – odparł jakby to było całkiem normalne. Cóż, dla
mnie nie było, więc wyszło tak jakby powiedział mi, że w jego
szafie mieszka słoń, którego ukradł z cyrku. – Chcesz? –
Wyciągnął do mnie otwartą paczkę, w której było kilka
skrętów. Spojrzałem na niego jakby wyrosło mu trzecie oko. –
Możemy zapalić na pół, jeśli chcesz.
Nie
mam pojęcia, dlaczego zgodziłem się wtedy na jego propozycję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz