Leon
przyszedł dokładnie piętnaście minut przed szesnastą z dwiema
siatkami zakupów, za które niechętnie przyjął ode mnie
pieniądze, co było nieco dziwne. Okazało się, że będziemy
przygotowywać makaron z kurczakiem w sosie brokułowym, co było dla
mnie ogromnym zaskoczeniem. Trafił nie tylko pod względem tego, że
uwielbiała makaron, ale także postawił na zielone warzywa, na
punkcie których miała obsesję od ostatnich kilku miesięcy.
– Skąd
wiedziałeś, że nie jest uczulona na któryś z produktów? –
zapytałem podczas wypakowywania zakupów.
– Żartujesz?
– Spojrzał na mnie jakby to było oczywiste, ale dla mnie nie
było. – Co drugie zdjęcie na jej instagramie to jedzenie.
Wykorzystujemy produkty, których już kiedyś używała osobno.
Stalker.
To było pierwsze co przyszło mi do głowy, kiedy usłyszałem jego
odpowiedź. Nie dodawaliśmy się na żadnych mediach
społecznościowych, więc musiał znaleźć mnie, a później jakoś
po moim profilu natknął się na nią i prześledził to, co
dodawała. Jednocześnie niepokojące i godne podziwu, że był w
stanie poświęcić swój wolny czas nie tylko na pomoc w
przygotwaniu, ale także zaplanowanie tego, co będziemy robić.
Nie
chciałem stać z boku i nic nie robić, więc co chwilę dopytywałem
w czym mogę pomóc i kręciłem się wokół niego, aby wykonać
powierzone zadania jak najlepiej. Na początku wyraźnie go
irytowałem, ale po pewnym czasie to zamieniło się w rozśmieszanie
go. Szczególnie, kiedy podczas przypalania cebuli na palniku, prawie
spaliłem swoją rękę. Jakimś cudem uważał za zabawne to, że
kompletnie nie mam pojęcia o gotowaniu.
W
przeciwieństwie do mnie on był w tym naprawdę świetny. Doskonale
wiedział co robić i jak robić, aby wyszło jak najlepiej. Byłem
pod takim wrażeniem, że praktycznie co chwilę na niego wpadałem,
żeby zobaczyć co i w jakiej kolejności wykonuje. Z perspektywy
czasu myślę, że to było dla niego niesamowicie niekomfortowe,
kiedy stałem tak blisko niego. Na jego miejscu pewnie dusiłbym się
z tego naruszenia przestrzeni osobistej, ale on wydawał się
niewzruszony.
Dokładnie
o siedemnastej dwadzieścia mieliśmy już wszystko zrobione, a mój
pokój był już dawno przygotowany na przyjście Amandy. Z
poprzednich jej wiadomości wynikało, że nadal mamy pięćdziesiąt
minut do jej przyjścia, więc zrobiłem Leonowi kolejną herbatę.
Franek i Paweł dołączyli do nas w kuchni i rozmawialiśmy o
wszystkim jak zgrana grupa kumpli, którzy znają się już całe
lata. Tymczasem wtedy znałem Leona dokładnie od dwóch miesięcy.
Amanda
pojawiła się punktualnie tak jak zapowiadała. Przywitałem się z
nią i pozwoliłem, żeby moi współlokatorzy złożyli jej
życzenia, kiedy ja zanosiłem talerze z gorącym jedzeniem do
swojego pokoju. Zapaliłem świeczkę na stole między naszymi
talerzami i nalałem jej ulubione białe wino do kieliszków, które
wcześniej przygotowałem. Leon nie wychodził z kuchni, chociaż go
do tego namawiałem. Uznał, że przedstawię mu swoją pannę innym
razem, a teraz wyjdzie lepiej jeśli będzie myślała, że wszystko
zorganizowałem sam. Przez krótką chwilę miałem wrażenie, że po
prostu nie chciał jej poznać, ale szybko to od siebie odsunałem.
Podziękowałem mu za cała pomoc i wróciłem do Amandy, po czym
zaprowadziłem ją do pokoju i odsunąłem jej krzesło, by mogła
zająć miejsce.
Każdy
mógł wyczytać z jej twarzy to, że była zachwycona tamtym
wieczorem, więc wszystko wyszło perfekcyjnie. Chociaż z
perspektywy czasu myślę, że wtedy liczyła na to, że to nie tylko
urodzinowa kolacja, ale że zamierzałem się oświadczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz